Jakoś mi tak czas leci przez palce...nie potrafię się za nic zabrać. Koci ciągle nie ma. Nic nie dały ogłoszenia i poszukiwanie.Myślę że ktoś musiał ją zabrać, z resztą wolę tak myśleć....że gdzies tam ciągle jest moje kochane futerko...Mam tylko nadzieje że jest jej dobrze i nowy właściciel będzie ją kochał tak samo jak ja. A ja ciągle tęsknię...
Dzidziuś rośnie jak na drożdżach, dziś pan doktor potwierdził termin porodu, a ja powoli zaczynam się denerwować - jeszcze 7 tygodni i się spotkamy:).
Deszcz za oknem kapie, ja mam mnóstwo rzeczy do malowania i nie potrafię jakoś zacząć...chyba cierpię na jakąś niemoc twórczą?